piątek, grudnia 27, 2013
Grey Over Blue, Actress
Jak zwykle niepokojąco, z innego świata.
Actress - Grey Over Blue / Wee Bey (Werk Discs) out now. Ghettoville (Werk Discs)Actress' new album will be released at the end of January 2014.
czwartek, grudnia 12, 2013
chill: Quasimoto - The Unseen
2000 / cd, album / Stones Throw Records / STH-2025-2
hip-hop, abstract
Muszę przyznać, że z hip-hopem nie jest mi specjalnie po drodze, ale Quasimoto jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Zwłaszcza dlatego, że jest to muzyka z dość wąskiego i elitarnego, na pewno bardziej elitarnego niż sama maryśka labelu stones throw". Kiedy po raz kolejny zawodzi nas temat od wielkiego mistrza D jest jeszcze jedna szansa, światełko w tunelu, jest to ta płyta. Płynące, low-fi, sedatywne bity zawieszone na konopnych gałązkach, wdmuchiwany dym z tejże flory zasila spitchowany wokal Quasimoto. Jak przystało na profesjonalnego artystę, nie wszystkie teksty są o jaraniu ganji, a raczej zdecydowana mniejszość, gdzieś tam między wierszami o tym wspomina a jednak wiadomo jak jest. Kreskówkowa formuła artystycznych wrzutów ze słoniowatym, żółtym tworem doskonale odpowiada klimaciarskości utworów. Warto więc nieco przypilić się do tych zawieszonych struktur bitoidalnych, brzmią klasycznie, ale bardzo wyrafinowanie. Kontrabasy lub basowe gitary tworzą razem z biciskami przykadzony szkielet, na którym pną białe wdowy, odżywiane brzmieniami strun, trąbek, fletów, pianin. To low-fi w wersji akustycznej. Między jednym, a drugim małym jo Quasimoto wypaca tekst, nie są to jakieś przełomowe twory, odkrywające przed nami nowe światy, ale jest to bez wątpienia myśl na poziomie, na poziomie gościa, który przepala własną apatię i ratuje się rozmową z buddą, która to ma go uchronić przed beznadziejnością rzeczywistości. Duszny, przepalony charakter utworów nie jest taki całkiem oczywisty, takie utwory jak "Basic Instinct", "Good Morning Sunshine" to brzmieniowe up-liftery, swoiste hip-hopowe sativy, zdecydowana większość to jednak muzyczne odmiany indica. Największe smaczki to bujankowy "Bad Character", podobnie hulający "Basic Instinct", którego autorzy wychwalają swoje umiejętności utrzymywania imprezy w ryzach, niewątpliwie "Good Morning Sunshine" z przykuszonym hatem, "Come On Feet" o zgubnych skutkach skucia, rewelacyjny "Astro Black" poruszający się między komiksowymi gwiazdami i czernią ołówka, z bogatą inkrustacją bitami. Nie wiem czy rozumiem dobrze przesłanie utworu "Blitz", ale sampel mówi tam chyba "without weed", znam to, tak rysują się pierwsze dni detoksu. Tymczasem, 1... 2... 3... odlot!
hip-hop, abstract
dope, chill-out, jazz
Muszę przyznać, że z hip-hopem nie jest mi specjalnie po drodze, ale Quasimoto jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Zwłaszcza dlatego, że jest to muzyka z dość wąskiego i elitarnego, na pewno bardziej elitarnego niż sama maryśka labelu stones throw". Kiedy po raz kolejny zawodzi nas temat od wielkiego mistrza D jest jeszcze jedna szansa, światełko w tunelu, jest to ta płyta. Płynące, low-fi, sedatywne bity zawieszone na konopnych gałązkach, wdmuchiwany dym z tejże flory zasila spitchowany wokal Quasimoto. Jak przystało na profesjonalnego artystę, nie wszystkie teksty są o jaraniu ganji, a raczej zdecydowana mniejszość, gdzieś tam między wierszami o tym wspomina a jednak wiadomo jak jest. Kreskówkowa formuła artystycznych wrzutów ze słoniowatym, żółtym tworem doskonale odpowiada klimaciarskości utworów. Warto więc nieco przypilić się do tych zawieszonych struktur bitoidalnych, brzmią klasycznie, ale bardzo wyrafinowanie. Kontrabasy lub basowe gitary tworzą razem z biciskami przykadzony szkielet, na którym pną białe wdowy, odżywiane brzmieniami strun, trąbek, fletów, pianin. To low-fi w wersji akustycznej. Między jednym, a drugim małym jo Quasimoto wypaca tekst, nie są to jakieś przełomowe twory, odkrywające przed nami nowe światy, ale jest to bez wątpienia myśl na poziomie, na poziomie gościa, który przepala własną apatię i ratuje się rozmową z buddą, która to ma go uchronić przed beznadziejnością rzeczywistości. Duszny, przepalony charakter utworów nie jest taki całkiem oczywisty, takie utwory jak "Basic Instinct", "Good Morning Sunshine" to brzmieniowe up-liftery, swoiste hip-hopowe sativy, zdecydowana większość to jednak muzyczne odmiany indica. Największe smaczki to bujankowy "Bad Character", podobnie hulający "Basic Instinct", którego autorzy wychwalają swoje umiejętności utrzymywania imprezy w ryzach, niewątpliwie "Good Morning Sunshine" z przykuszonym hatem, "Come On Feet" o zgubnych skutkach skucia, rewelacyjny "Astro Black" poruszający się między komiksowymi gwiazdami i czernią ołówka, z bogatą inkrustacją bitami. Nie wiem czy rozumiem dobrze przesłanie utworu "Blitz", ale sampel mówi tam chyba "without weed", znam to, tak rysują się pierwsze dni detoksu. Tymczasem, 1... 2... 3... odlot!
Quasimoto The Unseen from Steven Daniels on Vimeo.
środa, grudnia 11, 2013
newcoming: Burial - Rival Dealer
Nowy Burial zaskakuje energetyką, zbliżającą do gatunkowego wykolejenia w stronę rave (co wszyscy powtarzają jak jeden mąż) oraz d'n'b. "Rival Dealer" wprowadza nas do ciemnej pieczary kipiącej atmosferą emo-dxm-owej robotyki. Perkusjonalia wydają się całkiem zwyczajne i nieco zbyt sypkie, ale za to pełne powietrza. Delikatne djskie wkrętki, wokalizy już prawie najmocniej r'n'b, mocniej jest tylko w 'Come Down To Us'. Hienowate wyjce ustąpiły głosom opowiadającej historię dziewczyny, następuje męski wokal i kawałek uderza w skrajnie szalone rewiry. Głęboki syntetyczny bass, struny mecha-wiolonczeli, klimat schizoidalny dużego miasta. Tutaj mamy jeden z klasycznych clicków Buriala, jak dobrze go usłyszeć. Całość zwieńczona jest subtelną poetyką zdelayowanych wokaliz, są delikatne jak płatki ususzonych róż, na końcu świetne, nieco indiańskie, czy nawet szamańskie uderzenie dziwnych rur, które nadaje utworowi starożytnego charakteru, kończy się to jakąś ekstatyczną wypociną laski. Kawałki na epce prezentują się naprawdę nieźle. 'Hiders' to ostry dubient przeradzający się w pędzący pociąg disco, dance tchnący ducha świąt. Świetny lifter imprezy, po ostatecznie dość długim wstępie. Nie wiem dlaczego, ale wokaliza przypomina mi nieco Michaela Jacksona. "Come Down To Us" to najbardziej komercyjny Burial jakiego znam, efekt? Nie jestem do końca przekonana, ale to może być strzał w dziesiątkę. Na pewno nie podoba mi się mdła, spowolniona, przygaszona poświąteczną atmosferą formuła użyta w preparowaniu wokali, która psuje charakter utworów z wszystkich nowszych epek.
niedziela, grudnia 08, 2013
reminiscences: Andy Stott - We Stay Together [2011]
Czas okołotribalowych obrządków uważam za rozpoczęty! Sroga zima sprzyja rytualnej konsumpcji Amanita Muscaria. Tej zimy my, Syberyjczycy, będziemy pili mocz z zawartością grzyba. Wielki trans rozpocznie się od dzikiego tańca. Szaman plemienia buhapara uskutecznia pijany taniec, na jego piersiach brzdękają amulety, którymi jest poobwieszany. Duszny, lepki trans rozpoczyna się. Szaman wie, że trafi do krainy, w której będzie chciał się zrzec odpowiedzialności za własny marny żywot, tym niemniej będzie miał okazję porozmawiać z duszami zmarłych. Czekając na plateau, szaman wytężył uwagę, w zasięgu oczu pojawił się tunel, na końcu którego stały leśne skrzaty. Małe leśne istoty nawoływały "Wypłyń na głębię, pozbądź się ego", ale głosy zmarłych szumiących w głowie starego szamana krzyczały "Zabij się, to poznasz prawdę". Szaman spojrzał na stopy, nie było pod nimi żadnej przestrzeni. Skąd mam skakać? - zagrzmiał. Jednakże nie otrzymał odpowiedzi...
sobota, grudnia 07, 2013
reminiscences: Barker & Baumecker - Transsektoral [new review]
Barker & Baumecker - Transsektoral
10 september 2012 / cd album / ostgut ton / ostgutcd22
techno, dubstep
massive, city, digital
Muszę przyznać, że Transsektoral odkryłam dopiero niedawno, zastanawiało mnie, co kryje się za okładką z wilkami. Wstępniak... istne delicje, rozkoszny, nowoczesny, ale i dubowy motyw ambientowy królujący w bezkresnej przestrzeni albumu. Trafo to mój ulubiony, cyfrowy, do cna głęboki i doniosły sztos. Ciężkie, nieco industrialne, ale też i przygaszone perkusjonalia wprowadzają element pędu, a podniosły ambient dodaje utworowi niezbędnego powietrza. Syntetyzując, to miejski, monumentalny czarny twór, podobny do audiobelisku. Harmoniczne klawisze urozmaicają charakter utworu i wtłaczają w dziełko klubową energię. "Schlang Bang" to pełnoprawny dub, czyli znakomita pożywka dla nas. Haile Selassie. Na pełne urody klawisze, podobne do tych z Trafo, włazi bas, który wodzony jest po amplitudzie, genialny vibe kreuje zestaw klawiszy w stronę padu. To pełny absurdów i chwiejący się kawałek parkietowy. "Crows" prowadziło do mojej irytacji wielokrotnie, wysokie klaksony wydawały się mocno absorbujące, wręcz kąśliwe. Jednakże, mimo to warstwa rytmiczna i sposób w jaki rozwija się ten utwór zasługuje na wyróżnienie. Wodna gitara, jakbym to niezbyt precyzyjnie określiła, mocno tonuje utwór. Natomiast niskie trąby genialne, człowiek chciałby się z nimi zlać, wpleść się w liany fal dźwiękowych tych dęciaków. Polarny ambient podnosi nieco na duchu enigmatyczny i niepokojący klimat wyrwany z kruczych gniazd. Przerwa na chill-out może być urozmaicona przez "Tranq", króciutki utworek wyklepany w cyfrowej blasze zroszonej zimnym deszczem. "No body" to szlagier, od razu przyśpiesza nieco bicie serca, wokaliza babki, dubstepowa charakterystyka, ale też i nieco przygaszony klimat. "Trans It" stworzone jest na podobieństwo nowego Asusu, przy czym oczywiście ono było pierwsze, ostre resonatory, podkręcona prędkość, up-liftujący soniczny fluid, to smaczki tejże produkcji. W pędzie wiatru rozwiewane zostają ostre, cyfrowe żyletki, które przecinają korę drzew znajdujących się dookoła. Gnieniegdzie cykady, stwarzające doskonałą otoczkę dancefloorową. "Databass133 1/3" zapowiada przyszłość w szklanej kuli, delikatnie snują się sceny w czarnej przezroczystej kuli. Clicki rozleniwiają hubowego dziada do granic... aż tu nagle ścinka.... szybki kawałek "Buttcracker" bije na alarm z całych sił, wskaźnik decybeli wzbija się ostro, a to dopiero początek. Całość zmiażdżona i skruszona zostaje industrialną dobitką poprzedzoną dźwiękami klasycznych talerzy. Rola talerzy nie ogranicza się tylko do pojedynczych hatów, mamy do czynienia również z potwornymi hi-hatami. Stopa w pewnym momencie krztusi się, po czym osiąga apogeum upadlającego bicia, do tego helikopterowy wkręcik i delikatna zmiana rytmu - ona tańczy dla mnie. "Silo" stawiam bardzo, bardzo wysoko. Skapciała stopa i kraterowy bas zwiastują nadejście cięższego kalibru perkusjonalii. A gdy te ostatnie dobierają się do głosu, zaczynamy czuć w powietrzu mocną industrialną młóckę, tak jest bez reszty. Mocno Dettmannowska jest to mieszanina wielu mocnych uderzeń i silnych odczuć. Poczuliśmy przestrzeń Berlina, ale też i ciepłe mieszkania, w których mogliśmy szczęśliwie wyginać się na kanapie. Bardzo euforyczny i kierujący w stronę lekkiej retrospekcji "Spur" to zwieńczenie wilczej uczty. Nie była to muzyka wydrapana z bruku Berlińskich ulic, tylko raczej przestrzenna aria zagrana na drapaczach chmur. "Spur" wszystkimi swoimi tonami żegna na dłuższy czas, a sam album zachęca do wielu ponownych odsłuchów. W pewnym momencie można uznać, że to płyta idealna, ale to przechodzi, jednakże z każdym przesłuchaniem intryguje i wznosi człowieka w krainy szczęśliwości.
piątek, grudnia 06, 2013
Wtargnęliśmy w nowy weekend... 900000 odsłona
900k odsłon odnotował blogger!!! Dziękuję z całego serca! Przy czym warto zaznaczyć, że jakieś niemniej niż 20% to włamy systemów spammerskich... do tego nie mogę poradzić sobie z ich nawałem, obecnie jest nieco mniejszy, ale problem pozostaje.
Dużo wyjazdów w tygodniu, a weekend w pełni stacjonarnie, na chillu, u siebie. Ów chill kojarzy mi się ze świeżuteńkim kawałkiem RVDS - Monday Rain. Monday Rain to nic innego jak acid house oblepiony bryłkami dubu. Czy to kwaśny deszcz? Nie, raczej ożywczy letni deszcz, ni to jesienny, ni to poplecznik Ksawerego. To deszczowa symfonia, która nadaje się spokojnie do kanapowej hulanki wyobraźni. Urodziwy bębenek wybija rytm życia, które gaśnie w wietrzyku ambientu. Blisko tej kreacji do deep house'u, równie blisko do acid house'u, a małowprawny służbista muzyki mógłby nazwać to ambientem lub downtempo. Niemniej subtelny, ale i ożywczy, taneczny charakter utworu można nazwać odą RVDS'a. Całkiem udane wydawnictwo, warto zerknąć również na kawałek tytułowy epki "Moon On Milky Way", to pędzący freak-house na pianinku na kilku klawiszach. Gdieniegdzie kilka acidowych kup.
mindfuck: Jonsson / Alter - Brevet Hem
Totalnie miażdżący kawałek od skandynawskich braci. Brevet Hem to parkietowa bomba z odrobiną mroku i kosmosu. Idylliczny wokal układa całość w wielce intrygującą opowiastkę.
czwartek, grudnia 05, 2013
Reminiscences: Fluxion Current Flow [new review + zamulan's video]
Fluxion - Constant Limber
2009, file, Resopal Schallware
o CR powiedziano już naprawdę wiele, podczas nawiedzin twórczej stagnacji pojawiało się mnóstwo spekulacji na temat dalszego rozwoju artystów kultowej, berlińskiej technostajni. fani zdążyli podzielić się na usystematyzowane podgrupy, spośród których niewątpliwie najgorliwiej dyskutującą formację stanowilii weterani berlińskiego minimalu z głowami zamkniętymi w rycerskich hełmach - ślepi na wysyp świetnych projektów dub techno - niejako nieudanych, pogniłych klonów hołubionego przezeń CR.
'fluxion sikałby zajebistymi epkami, ale wiedział kiedy skończyć' - takie słowa padły kiedyś z wirtualnych ust jednego ze wspomnianych weteranów podczas burzliwej dyskusji na łamach nm, zapewne ich autor nie zdawał sobie sprawy, że jego ulubieniec właśnie smaży epę zwiastującą kolejny wielki, sceniczny powrót dinozaura dubu. w maju 2009 - po 5-letnim fluksjonowym sezonie ogórkowym - ukazała się epka breath mode / fickle, 12-calówka niewątpliwie na poziomie, acz sprawiające wrażenie wybrakowanej - bo bez nieco już wysłużonych, legendarnych, prostych, ale efektownych zabiegów i - co bardziej bolesne - bez chwytliwych, zaprzątających umysł melodyjek - miny zrzedły, żadnej ostrej wymiany zdań nie odnotowano.
w tym miesiącu jak króliczek z kapelusika wyskoczył fluxionowi kolejny release - tym razem 98-minutowy [!] długograj, który od wejścia deklasuje kolekcjonerów metalowych pudełek, ponieważ zostaje wypuszczony jedynie w cyfrowej wersji, na mp3 i wav.
zawartość albumu nie jest tak barwna jak okołolabelowa otoczka - ale wypadałoby zadośćuczynić dłużący się wstęp i podjąć próbę unaocznienia tego co dzieje się podczas odsłuchu materiału popełnionego przez naszego uroczego greka.
próba wizualizacji 98 minut muzyki trwałaby wieczność, dlatego lepiej będzie i z korzyścią dla wszystkich jeśli wycisnę tylko kilka podsumowujących spostrzeżeń.
od wejścia atakuje nowa konstrukcja brzmienia. nikt [może poza convextion - venus in spurs, tylko on przychodzi mi na myśl] nie zdążył umiejętnie podrobić charakterystycznego dla wcześniejszych wydawnictw i niejako wzorcowego stylu dub techno - masywnego, metalicznego zreverberowanego dudnienia, ocieplonego zwiewnymi teksturami, doprawionego słodkimi melodiami na czterech zamiennie wciskanych klawiszkach. można by rzec brzmienie idealne, którego nie należy zmieniać, tak czy owak - odświeżenie było potrzebne.
rezonujące elementy, z których fluxion jest doskonale znany - są bardziej surowe niż kiedykolwiek. ta surowość o dziwo nie idzie w parze z budowaniem potężnego, chłodnego patosu, a raczej kształtuje subtelną, house'ową zwiewność, wyrabia kliniczną czystość i dynamikę.
przyjemny tech-house'owy trend zainfekował cały krążek, wtłoczył kilka solidnych megawattów słonecznej energii i na czas letni - przestawił się na rozluźnione, leniwe, imprezowe [z pewnymi wyjątkami] wałeczki. a zluzował tak bardzo, że... pokuszono się o zaproszenie do współpracy kobiety o pseudonimie Nynn, by udzieliła swojego głosu w jednym z utworów [udany prztyczek w nos, a raczej kopniak między nogi skierowany w muzycznych sztywniaków, MMMMmmmmmm ten fatalny akcent i durny tekst, big up! Wink]. całości niezmordowanie przyświeca wizja letniego dziadowania na nowomodny model około-deep-house'owy, dlatego należy pamiętać - jeśli przesadzimy z dawką ten rozmarzony sound może zwyczajnie zacząć nużyć [*takie odniosłam wrażenie dzisiaj o 3 w nocy, teraz słucham już piąty raz i nadal jest ok]. odświeżenie całej koncepcji nie zdało się na marne, fluxion ciągle zaskakuje!
zafundował nam drinki z parasolkami i świeży powiew nadmorskiej bryzy, a ta puściła do nas oczko sugerując, że czasy dubowych killerów na 4 nutkach to już przeszłość. homework odrobiony w pięknym stylu, odznaka dobrego ziomka-nakręcacza przyznana.
może jakieś ulubione momenty? przepięknie wymuskany thumb, euforyzujący popis w bureucrat [MOC, te sample z kreskówy!], szczypta starego, ocynkowanego CR w spout, kowbojski, przezabawny dub w orpidoe [fenin!] i current flow, uroczo poschizowany midnight call dub mix i prawdziwy miód na moje uszy - sub surface.
radość z grania dla wyczilałtowanych widokiem bluszczu dziadów wykrakana, jest fluxion - jest impreza!
nie byłabym sobą gdybym na koniec w takich okolicznościach nie wspomniała o masteringu, który w tym przypadku jest jak piękny sen, czy prędzej spełnienie marzeń każdego melomana-audiofila: *CUDO* & *CACUCHO* wycyzelowany, niesamowicie realistyczny, wydzierający się z głośników sound! Cool
tak btw na ostudzenie imprezowego humoru - już widzę miny zatwardziałych weteranów CR po starciu ze słonecznym minimal-dub-housem... Laughing nooo, może nie będzie tak źle.
Na koniec mojej produkcji video sklejone zfilmu Svankmajera "Spiskowcy Rozkoszy" i utwór z płyty Fluxion:
2009, file, Resopal Schallware
o CR powiedziano już naprawdę wiele, podczas nawiedzin twórczej stagnacji pojawiało się mnóstwo spekulacji na temat dalszego rozwoju artystów kultowej, berlińskiej technostajni. fani zdążyli podzielić się na usystematyzowane podgrupy, spośród których niewątpliwie najgorliwiej dyskutującą formację stanowilii weterani berlińskiego minimalu z głowami zamkniętymi w rycerskich hełmach - ślepi na wysyp świetnych projektów dub techno - niejako nieudanych, pogniłych klonów hołubionego przezeń CR.
'fluxion sikałby zajebistymi epkami, ale wiedział kiedy skończyć' - takie słowa padły kiedyś z wirtualnych ust jednego ze wspomnianych weteranów podczas burzliwej dyskusji na łamach nm, zapewne ich autor nie zdawał sobie sprawy, że jego ulubieniec właśnie smaży epę zwiastującą kolejny wielki, sceniczny powrót dinozaura dubu. w maju 2009 - po 5-letnim fluksjonowym sezonie ogórkowym - ukazała się epka breath mode / fickle, 12-calówka niewątpliwie na poziomie, acz sprawiające wrażenie wybrakowanej - bo bez nieco już wysłużonych, legendarnych, prostych, ale efektownych zabiegów i - co bardziej bolesne - bez chwytliwych, zaprzątających umysł melodyjek - miny zrzedły, żadnej ostrej wymiany zdań nie odnotowano.
w tym miesiącu jak króliczek z kapelusika wyskoczył fluxionowi kolejny release - tym razem 98-minutowy [!] długograj, który od wejścia deklasuje kolekcjonerów metalowych pudełek, ponieważ zostaje wypuszczony jedynie w cyfrowej wersji, na mp3 i wav.
zawartość albumu nie jest tak barwna jak okołolabelowa otoczka - ale wypadałoby zadośćuczynić dłużący się wstęp i podjąć próbę unaocznienia tego co dzieje się podczas odsłuchu materiału popełnionego przez naszego uroczego greka.
próba wizualizacji 98 minut muzyki trwałaby wieczność, dlatego lepiej będzie i z korzyścią dla wszystkich jeśli wycisnę tylko kilka podsumowujących spostrzeżeń.
od wejścia atakuje nowa konstrukcja brzmienia. nikt [może poza convextion - venus in spurs, tylko on przychodzi mi na myśl] nie zdążył umiejętnie podrobić charakterystycznego dla wcześniejszych wydawnictw i niejako wzorcowego stylu dub techno - masywnego, metalicznego zreverberowanego dudnienia, ocieplonego zwiewnymi teksturami, doprawionego słodkimi melodiami na czterech zamiennie wciskanych klawiszkach. można by rzec brzmienie idealne, którego nie należy zmieniać, tak czy owak - odświeżenie było potrzebne.
rezonujące elementy, z których fluxion jest doskonale znany - są bardziej surowe niż kiedykolwiek. ta surowość o dziwo nie idzie w parze z budowaniem potężnego, chłodnego patosu, a raczej kształtuje subtelną, house'ową zwiewność, wyrabia kliniczną czystość i dynamikę.
przyjemny tech-house'owy trend zainfekował cały krążek, wtłoczył kilka solidnych megawattów słonecznej energii i na czas letni - przestawił się na rozluźnione, leniwe, imprezowe [z pewnymi wyjątkami] wałeczki. a zluzował tak bardzo, że... pokuszono się o zaproszenie do współpracy kobiety o pseudonimie Nynn, by udzieliła swojego głosu w jednym z utworów [udany prztyczek w nos, a raczej kopniak między nogi skierowany w muzycznych sztywniaków, MMMMmmmmmm ten fatalny akcent i durny tekst, big up! Wink]. całości niezmordowanie przyświeca wizja letniego dziadowania na nowomodny model około-deep-house'owy, dlatego należy pamiętać - jeśli przesadzimy z dawką ten rozmarzony sound może zwyczajnie zacząć nużyć [*takie odniosłam wrażenie dzisiaj o 3 w nocy, teraz słucham już piąty raz i nadal jest ok]. odświeżenie całej koncepcji nie zdało się na marne, fluxion ciągle zaskakuje!
zafundował nam drinki z parasolkami i świeży powiew nadmorskiej bryzy, a ta puściła do nas oczko sugerując, że czasy dubowych killerów na 4 nutkach to już przeszłość. homework odrobiony w pięknym stylu, odznaka dobrego ziomka-nakręcacza przyznana.
może jakieś ulubione momenty? przepięknie wymuskany thumb, euforyzujący popis w bureucrat [MOC, te sample z kreskówy!], szczypta starego, ocynkowanego CR w spout, kowbojski, przezabawny dub w orpidoe [fenin!] i current flow, uroczo poschizowany midnight call dub mix i prawdziwy miód na moje uszy - sub surface.
radość z grania dla wyczilałtowanych widokiem bluszczu dziadów wykrakana, jest fluxion - jest impreza!
nie byłabym sobą gdybym na koniec w takich okolicznościach nie wspomniała o masteringu, który w tym przypadku jest jak piękny sen, czy prędzej spełnienie marzeń każdego melomana-audiofila: *CUDO* & *CACUCHO* wycyzelowany, niesamowicie realistyczny, wydzierający się z głośników sound! Cool
tak btw na ostudzenie imprezowego humoru - już widzę miny zatwardziałych weteranów CR po starciu ze słonecznym minimal-dub-housem... Laughing nooo, może nie będzie tak źle.
Na koniec mojej produkcji video sklejone zfilmu Svankmajera "Spiskowcy Rozkoszy" i utwór z płyty Fluxion:
I jeszcze....
Zapraszam również tutaj. W zakładce znajdziecie również TOPP Mix, jeden z moich ulubionych miksów.
środa, grudnia 04, 2013
Zamulan's Mixcloud.
Follow zamulan on Mixcloud
Sypię własnymi trocinami z 3d drukarki. Kobieta szamanka, której duszę skradł diabeł.