UNSOUND FESTIVAL
Kraków, 2013, weekend
4,5/5
Do postindustrialnego, apokaliptycznego Hotelu Forum zlądowałam w piątek koło 9 wieczorem. Czas rozgrzewki. W środku trzy sceny. Zaczęłam od wdzięcznego DJ Richarda, snując potok wyobrażeń na temat trwającego artystów, których dane będzie mi usłyszeć. Długim, niskim intro względnie atmosferę ociepliła królowa hyperdubu,(zaraz obok Ikoniki) Laurel Helo, potem nieco ożywiła charakterystykę występu. Move D i Juju & Jordash od początku dowiedli, że są solidną marką na eksperymentalnej scenie, zaserwowali mocno psychodeliczne kosmiczne techno-suity, trochę przypominające czasy kolabo Move D z Benjaminem Brunnem. Niestety mój faworyt imprezy, czyli Underground Resistance nie zabrzmiał w mocno wytłumionych murach największej z sal, nawet "I'm am, U R" mnie nie przekonało. Na chwilkę tylko zarzuciłam uchem na Svengalisghost, detroit okadzone stylem retro z wokalizacyjnymi wrzutami, niezgorsze danie. Zmęczona po podróży jak dętka wsłuchiwałam się w mechaniczną mantrę Regisa. Jegomość zaserwował dźwiękowy stop o potężnej gęstości i surowości.
Skusiłam się na kupienie biletu na Altar of Plagues i Earth. Altar mniej lub bardziej w stylu mojego ulubionego stoner metalowego Neurosis, uczta dla ucha. Earth koszmarnie sedatywnie, gdzieś w połowie zaczęłam odczuwać nudę. A w hotelu RSS Boys załupali eksperymentalne intro do Porter Ricks, przez cały występ przewijał się gęsty motyw Ricksów, to niewątpliwie najjaśniejsze odkrycie festiwalu. Stara fanka Porter Ricks usłyszała wariację n/t Biokinetics, możecie domyślać się jak bardzo zawładnęła moim umysłem ta muzyka. W odróżnieniu do UR Porter Ricks zabrzmiał na dużej sali kapitalnie, głęboko, do organicznego kociołka wrzucili Nautical Zone, Nautical Dub i parę innych szlagierów dookoła kinetycznych. Demdike Stare ze Stottem zaczęli trochę nie w moim stylu, za mało okultystycznie, za bardzo dynamicznie, więc zaczęłam krążyć po hotelu Forum jak wolny elektron. Przyjemnie słuchało się footworku Rp Boo leżakując na tyłach sceny. Ciekawie zagrał Pearson Sound, choć nie ukrywam, że znalazło się parę rozdartych chwil absolutnego znudzenia. Karenn zdecydowanie na wysokości zadania.
Pantha Du Prince egzotycznie, na granicy performance'u. Akustyczny wstęp rozwinął się w pełnoprawny, elektroakustyczny deep house. I-F-owi nie wybaczę szlagieru 'Wasting your emotions', którym zniszczył misterny, energetyczny set, tym niemniej na poziomie. Zaskakująco dobrze wypadła przedostatnia gwiazda festiwalu - Beneath, zaproponował przekrojówkę dubstepową, wylał na publikę hektolitry smoły. Niby należało spodziewać się, że Lee gamble w duecie z Milesem pójdą w stronę tanecznej elektroniki, tym niemniej jednak nie byłam na to przygotowana, wciąż łudziłam się, że zagrają eksperymentalne dub techno inkrustowane drone'ami, nic z tego. Opuściłam Pauzę kończąc w ten sposób kolejną edycję Unsoundu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.