czwartek, grudnia 24, 2015

review & download: Inigo Kennedy - Clarion Call [ep, 2015, token]

Inigo Kennedy - Clarion Call




















20 november 2015 / 12", ep / TOKEN [Belgium] #: TOKEN058
techno, experimental
astronomic, symphonic, uplifting, dynamic, thompy

A1. Clarion Call
A2. The Fold
B1. Kepler
B2. Dusk



[8.0] topaz
- large magellanic cloud! 



The Fold = Kepler*Clarion Call^2 brzmiał wzór stworzony przez najwybitniejszy umysł XX wieku. Czy zachował swą aktualność?

W tym przypadku nie mamy do czynienia ze zwykłą muzyką, lecz muzyką załamującą prawo względności, bo ewokującą potężną moc strumienia energii promienistej docierającej do naszych, w tym przypadku - uszu. Gwiazdy, podobnie jak utwory mają różną jasność, temperaturę, barwę, wiek i skład chemiczny. 'Clarion Call' to astronomiczny, 
rozpościerający się niczym Wielki Obłok Magellana obszar dźwiękowy, czy przypominający, bliższy dziedziną – 'Solti Zarathustra' Ryśka Straussa w wykonaniu berlińskiej filharmonii wchłonięty przez Czarną Dziurę, następnie wystrzelony we współczesne czasy. Niesłychane partie spreparowanych instrumentów harmonicznych, bliżej niesprecyzowane wiolonczele, hammondy, waltornie, spokojne, ale i upliftujące synthy, zdynamizowane przez cyfrowe tąpnięcia. Prawdopodobnie tak wyobrażaliby sobie muzykę XXI wieku wielcy klasycy. 
Środkowa część, mianowicie 'The Fold' i 'Kepler' (prawdopodobnie na cześć wielkiego astronoma i astrologa publicznie broniącego heliocentrycznej teorii kopernikańskiej), będący pozostałością po zderzeniu dwóch supernowych to najsilniejsze składowe galaktyki, oba rozsadzają niesamowitymi rozwinięciami.
Często zdarza się, że mniejsza gwiazda, ale bliżej położona, jest pozornie jaśniejsza niż znacznie większa i odleglejsza. Podobnie jest z muzyką Kennedy'iego, przynajmniej w moim mniemaniu. Niespecjalnie nowatorskie, najnowsze utwory wydają się jaśniejszym punktem jego twórczości niż, tu i ówdzie chwalone release'y sprzed jego wstąpienia do labelu Token. Żółty karzeł za około pięć miliardów lat stanie się czerwonym olbrzymem, by po kolejnych milionach lat wejść w stadium stygnącego z wolna białego karła – tytułowego 'Clarion Call'. W tej symfonii smaczków 'Dusk' wydaje się zbędnym dodatkiem.
Inigo to osobna galaktyka na muzycznej mapie świata i możemy to usłyszeć gołym uchem.
download [320kbps]




Czytelnik - masochista. Reader - masochist. Przypadkowe rymy. - Random rhymes.

Nie masz powodu by we mnie uwierzyć, 
bo już pogrążam się w nawykach z przeszłości,
ale dojrzałam, spoważniałam,
chowam się za twarzą bez wyrazu,
uda w miejscach kieszeni poprzepalane szklanymi cygarniczkami panicznie chowanymi w 
ciągłej paranoi,

całe garście leków rozbijanych z otoczek po to, by mocniej zadziałały, antydepresanty,
antypsychotyki, stabilizatory, zapijane kawą, doprawiane papierosem, 
zawsze bez śniadania.

Codziennie analiza, jak przed lekarskim obchodem – jak ja się dzisiaj czuję?
Tutaj, ocena, chwila zawahania, 
już sama nie wiem.

Z powrotem w domu, po 9 miesiącach hospitalizacji.
Byłam sama sobie królikiem doświadczalnym, nie obchodziły mnie setki efektów 
ubocznych, nawet tych śmiertelnych. 
Doładuj antydepresantu, doktorze! Może zamienimy to na to.
I tak się pierdoliło.
Siostro, mam myśli samobójcze, siostro, poproszę clonazepam!
Doktorze, powiem szczerze, lubię sobie przyćpać lorazepam.

Wypis ze szpitala.
Parę zdań zwykłych bredni wypisanych przez specjalistę, podsumowując wielką batalię z 
nieopisywalnym - schizofrenia z zaburzeniami nastroju, jak Benga normalnie.

Jakby tego było mało dodatkowy stygmat,
obok oficjalnej diagnozy pojawia się „Uzależnienie od THC, substancji halucynogennych i stymulujących”
To żeś dojebał, doktorze, to częściowa przynajmniej pomyłka, ja i stymulanty?!
To prawda, że lubiłam błotnisty meth, okazjonalnie amfę.
Poczucie wszechmocy na kwasie i amph,
poczucie miłości na ekstazie,
boskie ornamenty po DMT... i inne bzdury.
Królowa Salvia Divinorum.
Pustka posypana brokatem.
Halucynacyjne spotkanie ze zmarłym ojcem, już wiem, że po śmierci jest lepiej.
Teraz już na zawsze z nie dość, że żółtym to tak zawstydzającym papierem... 
mam długą listę i duży staż, acz poczerwieniała podczas pierwszego odczytu ma twarz!

Rodzina od strony zmarłego ojca w całej obfitości hipokryzji wyparła się.
Pochodzenie i żyły mam szlacheckie.

Pewien przyjaciel powiedział mi – odetnij się od psychiatrycznej nomenklatury, potraktuj to jako porywy duszy... ciągle nie umiem.


piątek, grudnia 18, 2015

review & download: Kode9 - Nothing [LP, 2015, Hyperdub UK]

Kode9 - Nothing
6 november 2015 / CD Album / Hyperdub [UK] - HYPCD003
footwork, experimental
speed, chaotic, sharp, original, microdigital

1. Zero Point Energy
2. Notel
3. Void
4. Holo
5. Third Ear Transmission feat. Spaceape
6. Zero Work
7. Vacuum Packed
8. Wu Wei
9. Casimir Effect
10. Respirator
11. Mirage
12. 9 Drones
13. Nothing Lasts Forever



[6.5] iridium


Steve Goodman, którego nie trzeba nikomu przedstawiać skusił się na buńczuczny wybryk skacząc w otchłań nicości, tunelu wcale niebezdennej pustki, bo roztrzaskującej łeb w randomową drobnicę werbli i clapsów footworku robiąc miejsce dla chaosu.
Kosmiczna małpa zmarła w wieku 44 lat wskutek raka, co, jak mniemam stało się przyczyną opróżnienia przez Steve'a swoich połaci majestatycznego dubstepu, niegdyś pionierskiego, potem w osnowie electro i złożenie hołdu swojemu zmarłemu przyjacielowi
Uwolniony od wszelkich przymusów zdecydował się na odważną rearanżację, rewolucję, postawił przed sobą zadanie ujarzmienia rozgardiaszu i wprowadzenia do footworku świeżości, pozostawiwszy jednakże pełnię swojego dotychczasowego repertuaru, a zwłaszcza ponury sznyt. Słuchając 'Nothing' możemy się przekonać, że jest jeszcze dużo miejsca na żonglerkę różnorakich novum w obrębie gatunku. Łączenie połamanych, szybkich rytmów z 8-16 bitowymi nieco kiczowatymi i prawie zawsze fałszującymi klawiszami z głębokim, sensownym basem.
Dubstep, poza paroma wyjątkami [Visionist - Safe] jest wyeksploatowany do granic możliwości i ludzkiej wyobraźni, dlatego nowa produkcja wymagała podjęcia radykalnych kroków pod postacią wspomnianego już wpasowania się w rynkową stylistykę, tutaj należy się ukłon - udało się.
Numery łatwo zapadają w pamięć przez wzgląd na swą prostotę i funkcjonalność, to znaczy dynamiczny, parkietowy charakter importowany prosto z UK.
'Zero Point Energy' rozpoczynający ucztę kolesi w okularach 3D - kusząco rozpoczyna album eksperymentalnymi szmerami, odgłosami spadających na tetrisową paletkę, spongowanych, cyfrowych kulek, zza rozsuwającej się kurtyny atakuje tyraniczny bas, który będzie towarzyszył nam przez resztę przygody, czas na pokaz!
Świerszczyki i banalne arpeggia, ni to mroczne, ni to dające nadzieję, skontrowane zostają pierdzącymi, lodowatymi dołami, oto 'Notel', czyli nakręcona mechaniczna pomarańcza, która zagrzeje swoje miejsce w dużych salach. Stare patenty spotykają się z futuryzmem w szlagierowym bangerze 'Void', bity oscylują między stepami a pracującymi stopami.
Na starsze brzmienia natrafiamy również w przypadku niezbyt udanego 'Wu Wei', mocno spokrewnionymi z 8-bitowym materiałem zamieszczonym na epkach z ostatnich 4 lat.
'Holo', przywdziewająca różne maski, holograficzna ilustracja eksperymentalnych zabaw, opatrzona mikrosamplami wokalnymi, wszechobecna cyfryzacja nabrała formy audio, bliźniaczo podobny jest 'Casimir Effect'.
Na szczególną uwagę, zaraz obok 'Void' uwagę zasługuje wyobcowany 'Zero Work' przypominający klimatem film George'a Lucasa THX 1138. Setki pracowników w białych kombinezonach haruje w prawie pustych, białych, pomieszczeniach przy zaawansowanych maszynach, podawany im jest entracen, substancja kasująca wszelką refleksyjność, popęd seksualny, tak by mogli zaakceptować nowy, nieprzyjazny świat wykazując niesłychaną koncentrację i precyzję w pracy. Świetne, pulchne cyce mocarnych perkusjonaliów i znakomicie satysfakcjonujące kwilenie przyduszanych ludzi-numerów. Zafałszowaną nutą finalizuje przedstawienie.
Bez wątpienia najbardziej pokręcony jest 'Respirator' koślawe bity kulają sie na blipach, zawodzi karetka, tworząc ostry rozpierdol, ogluszający efekt. To sprint z dwururką w dłoni. Najpiękniejsze, ale i proste akordy spotykamy w 'Mirage', subtelne uderzenia w filigranowo brzmiące trójkąciki otoczone ni stąd ni zowąd rojem bzyczących much, masywny, mechaniczny kick beznamiętnie zabija insekty.

Album to mgnienie, dlatego pozostawia mały niedosyt, mimo to stanowi świetną wycieczkę w krainę futuryzmu. NOWA BROŃ! Po takiej dawce energii Morfeusz z ampułki zadziała ledwie kojąco. Słuchać na dynamicznym sprzęcie.

Pełne strzępów życie zostało zmiecione po wsze czasy, jest nicością, pustą przestrzenią zatrzaskującą się na Twych uszach, pod asfaltem bassline'ów tłoczą się minione życia.


download
































czwartek, grudnia 17, 2015

review & download: Mike Parker - Transgression & Punishment EP [2015, Balans Records, NL]

Mike Parker - Transgression & Punishment EP
9 october 2015 / 12" / Balans Records [NL] - BALANS018
techno
hypnotic, repetetive, eccentric, clinical, massive

A1. Transgression & Punishment
A2. Smoke From Burning Fields
B1. The Freezing Process
B2. The Midnight Zone

[9.0] corundum

Mike Parker po ogromnie udanych Lustrations wydaje kolejne regularne wydawnictwo rozwijając przed nami korundowy, ochłodły wachlarz swej wizji hipnotycznego techno dalekiego od rzeczywistości, wyrugowanego ze świata.

Oprysk toksycznej substancji skaził nie tyle co brzmienie - choć również i ono - co charakter i styl kompozycji. Dlaczego EP nosi nazwę "Transgression & Punishment"? Brzmi moje pytanie odbite głośnym, pustym echem potężnych, metalowych drzwi przesuwnych tajnego laboratorium, w którym przemierzam przez archiwa Parkerowych dokumentów, "Access Denied" - odpowiada komputer. W tym miejscu, w poczuciu wyobcowania i zaintrygowania sięgam po istny archaik, kartkowy notatnik i ołówek, by spisać swoje idee oraz po bakelitowy telefon by zadzwonić do przyjaciela. 

Mamy do czynienia z - dla niewprawnego ucha jednostajną - ekspresją, żadną jednak słyszalną transgresją, ewentualnie jedynie pozarozumową. Niejedna gapa zaszufladkuje tę dwunastkę jako dj tool, co będzie zwyczajną obrazą dla profesjonalnego i ważnego dla historii techno materiału. Tytuły w prosty sposób sugerują nam autorskie wizje jakie towarzyszyły komponowaniu 4/4.
Niewątpliwie najbardziej enigmatyczny jest wstępniak - "Transgression & Punishment". Ponad tradycyjnym bitem snuje się kilka wielce udanych motywów, m.in. rozkosznie oblewające, zielonkawo-żółtawe, acidowe salwy. Na drugim planie zastajemy wyjącego cyberpunkowego kojota w ustępie krwistego kanionu Północnej Ameryki. Tło tworzy halowy reverb, ponadto z mikstury tej uchodzą bąbelki.
'Smoke from Burning Fields' to kolejny element dobrze zgranej, paraliżującej całości, utwory są bliźniaczo podobne do siebie, opary gotowane ze smoły, jak gdyby rwąca rzeka Amazonka i jej wciągające bagna w parnym, intensywnym, przedburzowym klimacie w akompaniamencie zawodzenia głodnej jaszczurki.
We ' Freezing Process" na naszych uszach rozrywa lodowe kry, rozdzielając arktyczną faunę.
Postatomową otoczkę Czernobylu eksploatuje ostatni, wieńczący utwór, mianowicie "Midnight Zone", pustka, cień i promieniowanie.

Polecam fanom esencjonalnego, bezprecedensowego techno. Beznamiętny człowiek-produkt i bożek techno - Mike Parker nie popełnia błędów. Ten EP to mgnienie, w którym krzepnie czas i rozpływa się wszechobecne bycie.

genosuicyd to download [320kbit]




środa, grudnia 16, 2015

Me{ga}loman.

Nadane z góry przepierzenie koloru zwęglonego drwa, intensywna jego iluminacja cienia, eliminująca wszelką jasność,
podmiot przepełniony otchłanią sprzeczności, ambiwalencji wszelakiej,
wielce rozczarowany przedmiotem życia, pozbawiony wyboru, scieżki,
na drodze bez znaków, swym kruczoczarnym blaskiem rozświetlający przestrzeń bez kierunkowskazów,
oczarowani jego sztucznym taktem niezdający sobie sprawy z jego smutnej historii,
zna jedynie miarowe bębnienie wulgaryzmow, hipokrytyczna zjawa taktu 4/4 i fałszujacej nuty,
wyszukany odmieniec, płotka w świecie schematow, intensywnie pochłoniety analizą, uniknąwszy angażu,
na ulicach wokol jego squatu bląkające się bezpańskie, wychudzone psy mieszańce,
wariat w osnowie absolutnej izolacji, społeczny karzeł, eremita, lecz wybitny unikat sam w sobie, me{ga}loman w halucynacyjnym brudzie, nieobmywany przeźroczami deszczu, bo od roku w zakładzie,
wyobrazić sobie jego klęskę to wyzwanie,
dane jedynie podziwiać poprzez puste teorie jego przedmiot, spękaną czaszę na troje,
zastygnięty rój.

Eliane Radigue - Kyema from Trilogie De La Mort
part 1, 3 x CD, 1998, Experimental Intermedia Foundation ‎– XI 119