sobota, kwietnia 19, 2014

thoughtful easter: Kostav - Unbielewróbel



2014, dj mix
micro house, clicks & cuts, abstract, deep/dub
meditative, ethereal, contemplative, space oddity

Kostav to ksywa Piotrka Pastusiaka, wiecznie zamyślonego artysty malarza z Pomorza Polski, do którego selekcji mam nadzwyczajną słabość. Świeżo upieczony miks, który macie okazję posłuchać jako pierwsi, rozbija się po peryferiach przesyconego eterycznymi rozważaniami house'u. Kilkające i przestrzenne smaczki delikatnie tworzą klimat intymnej introspekcji, sprzyjający świątecznemu katharsis. A dla tych mniej uduchowionych stanowi doskonałą, przedświąteczną pożywkę.

wtorek, kwietnia 15, 2014

Czuję, że żyję: Scuba - Curious Paradox [from Phenix 1 EP, 2014]



Dzięki Bogu Scuba zdecydował się zawrzeć na epce jeden, jedyny bezkompromisowy utwór. Na tym kawałki serwuje nam charakterystyczne dlań przestrzenne sample perkusyjne z pogłosem znanym już z czasów 'Triangulation'. Aczkolwiek w odróżnieniu do wspomnianego LP "Curious Paradox" jest do cna przesączone roztańczoną, nieco zwariowaną egzotyką i bliżej jemu do etnicznych wynurzeń Rolando, niż do zwalistych monstrów dubstepowych pobratymców. Ciężkie bębny prowadzące utwór genialnie współgrają z wysokimi przeszkadzajkami i brudnymi hatami, rytm jest bardzo wyraźny. Krótkie spływy z odgłosów leśnych duchów, starożytne pady zmiksowane z głosami ptactwa obok scubowskich reverbów nadają utworowi niezbędnego powietrza. Brzmienie jest bardzo przestrzenne i bogate, jednakowoż aranżacja nie daje odbiorcy chwili wytchnienia. Wysoki, afrykański uplifter!

niedziela, marca 30, 2014

1000st post: paranoia but subtle: Efdemin - Decay [CD album for Dial Records, 2014]

march 2014 / cd album / Dial Records / Dial CD 30
deep house, minimal
sophisticated, stylish, sensitive


Kiedy sięgam po tak wyrafinowane dziełko jakim jest "Decay" czuję się w kanapie jak ostatni dziad, ale za chwilę zakładam złotą bluzkę z ortalionu z uformowanymi przy ramieniu lśniącymi kwiatami i zasiadam w poczuciu powagi sytuacji. Bo wiem czego się spodziewać, mianowicie mogę spodziewać się charakterystycznych dla Sollmanna eleganckich zabaw z harmonicznym 4/4. Nie rozumiem czemu inspirując się japońską sztuką Sollmann wypowiada słowa "Moje ciało nie słucha mnie", być może jest to efekt kompleksu Europejczyka, który nie jest zaznajomiony w wystarczającym dlań stopniu ze sztuką współpracy z ciałem i umysłem, nieważne! 
Album otwiera "Some Kind of Up and Down Yes", czyli prawdziwa - jak na taką oszczędność środków -  emocjonalna bomba na zwichrowanych resorach wykwitnego deepu. Ten wałek to coś przełomowego dla post-bananowej młodzieży, jarającej się jeszcze klika lat temu emocjonalnymi wzlotami Boards Of Canada, a która z niemałą dozą nostalgii, niemniej jednak dumnie - zaczęła kroczyć za nowymi trendami w minimal, deep house. Ponad galopującym basem i spomiędzy delikatnych mikrotrójkącików wyziewa subtelny, klaustrofobiczny, ale zarazem ciepły motyw syntezatora, który jest katalizatorem głębokiej introwersji, to jeden z najciekawszych kawałków na albumie. "Drop Frame" to nocny spacer po pustych ulicach wielkiego miasta obleczony w chłód podświadomości. Z każdym kolejnym krokiem przykre myśli wzbierają na sile, ale w głowie pulsuje zbawienna świadomość szybkiego powrotu do domu. Podobne emocje towarzyszą "Transducer", obrazek klubu i odwiedzących go ludzi. Kątem oka zauważony podpierający ścianę uczestnik imprezy, którego zawartość portfela nie pozwoliła uciec w zapomnienie, obok jego jeszcze bardziej zagubiony, paranoidalny kolega - "Solaris", na jego twarzy ostry grymas odsłaniający otchłań życiowej goryczy. Ten sam kolega nad wodą w lasku sportretowany został na "Parallaxis", to dwie przeciwne strony Sollmanna flirtu z przeszkadzajkami techno. Kawałek "Decay" całym sobą odzwierciedla samsarę, czyli żywot, w którym to część nieświadomea sprawuje kontrolę nad jednostką, jest to samsara pędzącego świata, ludzi głęboko zajętych własnym cierpieniem i to cierpienie stwarzających każdego dnia. "Subatomic" to zimowy poranek w Niemczech, utwór tworzy piękny obrazek wschodu Słońca, kojarzonego tutaj z deep house'owymi impresjami i majestatycznej zimy - łączonej z estetyką techdubu. Liczę na to, że "Track 93" będzie wisienką na niejednym mikserskim torcie, swoim rozerotyzowanym, ale i nieco szalonym i ciągle ambitnym (fajne i nietypowe to połączenie: erotyka, szaleństwo i ambicjonalia) vibe'm zanurzy niejedną parę w miłosnych objęciach. "The Meadow" jest troszeczkę przybrudzone, tak, że perkusja w połączeniu ze starym pianinkiem przypomina Johna Robertsa, ale czar ten jest szybko rozwiewany wejściem bliskich sercu Niemca house'owych chmur. Finalizacją albumu jest krótki utwór "Ohara", stanowiący genialny grunt dla medytacji, gdyby tylko nie był zalany przypływem twórczego obłędu Sollmanna.


sophisticated loner's paraphernalia
[update: march 27, 2016]


niedziela, marca 23, 2014

from the street: Millie & Andrea - Drop The Vowels LP [2014, stream]

march 2014 / Modern Love / LOVE094
dubstep, jungle, dub techno
dirty, industrial, experimental

Andy Stott i do niedawna jego mniej szanowany pobratymiec - Miles Whittaker (Demdike Stare) zebrali wszystkie swoje animistyczne fantazje i sklecili album z sampli charakterystycznych dla obu solowych projektów, zamykając się w estetyce znanej z epek serwowanych razem w roku 2009. Tych dźwięków nie sposób pomylić z żadnym innym projektem. Muzyczne wizje panów mieszają się tak dalece, że nie sposób odróżnić od siebie ich solowych wpływów. Egzotyczne sample z Demdike Stare genialnie romansują z oryginalną techdub<- .-="">stepową estetyką, gdzie niegdzie zamąconą industrialnymi junglowymi perkusjonaliami, wyrwanymi z ulicy z jeszcze bimbającymi na ich żyłach brudnymi strzykawkami.




wtorek, marca 11, 2014

Czuję, że żyję: Jetone - Phoedra IV



Jestem w tym miejscu gdzie mistyka rzeczywistości styka się z porządkiem tejże. Czuję jak delikatne powiewy rozczesują moje włosy, w jasnym, kameralnym pomieszczeniu bańki dźwięków zabawiają się w zmysłową telekinezę rozpryskując się na tysiące płatków strelicji, które wbiwszy się w serce obezwładniają ciało i umysł feerią miłosnych wrażeń.

poniedziałek, marca 10, 2014

AIH zaprasza na bibkę / 14.03.2013 / Pan-Pot @ SQ, Poznań

Weszłam w zatargi z wielką nieznajomą, wyruszam w kolejną muzyczną podróż i zarazem zapraszam Was do wspólnej zabawy. Ten piątek w klubie SQ, Pan-Pot, Łukasz Napora znany z organizacji festiwalu Audioriver i Juniore, bywalec Eskulapa. Obecność obowiązkowa.

Link


Tymczasem można rzucić uchem na świeżutki miks kolektywu sporządzony dla Mixmaga, będący wykwitem spoconego techno:




Tracklista:
1. INTRO
2. Lucho Part 1 (Original Mix) - Heiko Laux, Alexander Lukat
3. One Reason (Sebastian Paiza Remix) - Chad Andrew
4. My Busted SH-101 (Original Mix) - Alexi Delano
5. Get Your Soul Back (Original Mix) - Nikola Gala
6. Love Nation (Original Mix) - Carlo Lio
7. Silk Road (Original MIx) - Harvey McKay
8. Eagles from Space (Alt Mix) - Pig&Dan
9. I Believe (Original Mix) - Luigi Madonna
10.Let’s Go Dancing (Adam Beyer Remix) - Tiga, Audion
11.Jaz (The Traveller Remix) - Marcel Fengler
12. Free Nation (Ellen Allien Edit) - Ellen Allien & Thomas Muller

Zapowiada się bardzo ciekawy wieczór, nieprawdaż?

Tymczasem Hudson Mohawke prowadzi psychofizyczną batalię z Zombym. Zobaczcie jak niską etykę zachowania mogą mieć współcześni szanowani artyści...

oraz... "kodeina, dziwki, hajs" w wykonaniu młodego rapera.

:) Tyle ploteczek, do zobaczenia!

czwartek, lutego 27, 2014

Mech - Plaits EP {recommended}

digital ep / Michał Wolski, Mateusz Wysocki / february 2014 / minicromusic (POLAND) 
experimental dub techno
raw, monumental, trance

O, Polsko! Na Twym łonie w tym szlamie rozkwitł lotos.
O, Polsko! Twój wartki strymyk zwalał kamienie, będące buddyjskimi kilesa, czyli splamieniami!
O, Polsko! U zwężenia strumyk wyrywał patyki, piach i pozostałości krowiego łajna.
O, Polsko! Twoja krowa sika z przerwami, z niezwykłą naturalną gracją!
O, Polsko! Twój strumyk wygładził piękne korytko, nie dla polskich świń!
O, Polsko! Mieszaj wszelkie wody w wodospady, strymyki, rzeki i jeziora.
O, Michale Wolski, wykonawco, mieszaj je by powstało pełne doświadczenie jeziora.
O, Mateuszu Wysocki, łobuzie, wrzuć tam swój kamień, który twardo spadnie na dno, wznieciwszy na powierzchni fale, które szybko się uspokoją.

 'Mech' to nazwa przewrotna, bo polski mech wyrasta naturalnie na korze obok wartkiego strumyka, jeszcze inny 'Mech' to po prostu skrót od słowa "maszyna". Mech, mech, mech, to nazwa duetu opisującego naturalne zjawiska poprzez maszyny (proste kojarzenie dalekie od błyśnięcia elokwencją - przyp. redakcja).  Zabawne, zagraniczny (wielce prawdopodobne, że zagraniczny), zapędzony, rozkojarzony wśród nazwisk wielu artystów - słuchacz znajdzie w tym surową maszynę, którą może szybko się znudzić i odstawić w zakurzony kąt, wyrzucić. Ona znajdzie się potem nad jednym z takich entych strumyków, jej blachy pokryją się osadem, po dłuższym czasie wyrośnie na nich mech. To zapomniane trofeum będzie nie lada gratką dla podróżnika rowerzysty-melomana. Nie będzie z nim robił nic, po prostu trafi nań i podda je wnikliwej obserwacji; dotknie delikatnie puszystego mchu, posłucha szumu wiatru rozczesującego jego darnie, powącha jego żywiczny zapach etc. etc.
 My, Polacy, chyba jeszcze nie mielim tak eksperymentalnego duetu dub techno, który czestowałby wszystkich dookoła surówkami, mazią z fioletowej kapuchy, masywnym, niepokrojonym śledziem w occie, rzucał kopami i krzyczał "zamiast paczki papierosów balas intelektualnej rozkoszy", gotował rewoltującą grochówę, mieszając ją wielką pałą i uczył jak radzić sobie z iluzją nudy, zabawiając boddhisatwów, pacjentów psychiatrii i bandę okolicznych dziadów, meneli. Pozdro!


czwartek, lutego 06, 2014

Ja-ma Cię-żaru Powertrip.




Wziąwszy amulet do poświęcenia, całkowicie owładnięty i rozkojarzony uczeń zagląda do chatki szamana.
- Witaj, Zamulan, nasz szamanie plemienia Buhapara, bądź pozdrowion! O wielki, mam tu amulet sporządzony z rogu renifera
-Witaj, witaj, i śmieje się - wielki to jest mój kij, kochany, jam jest tak właściwie umarłe w tym świecie, ale zostałem po to by pomagać tym, którzy zgubili duszę w zgniłym odmęcie, ich badanie jaźni kolektywnej powiodło się źle, miast w życie uciekli w cień, wystrzeliło ich duszę w świat tylko nam szamanom znany i przez nas szamanów wielce lubiany, zagubili wszelkie władze umysłowe, zaczęli wierzyć w voodoo, wyrównywali energie cielesne do granic wyczerpania, nie spali po nocach, widzieli tylko własne oblicze, miast oblicza kolektywu, co prawda zobaczyli w zachodnim świecie obłudę, egoizm, przegnicie, ale wystraszyli się tego, wystraszyli się własnych zmysłów, własnej karłowatości, głębokiej natury swoich problemów. - powiedział szaman
"ogółem, ja już krążę po świecie szamańskim, mój mózg podłączany jest do wielkiej sieci, istoty astralne wysysają ze mnie energię, ja obrażam sam siebie, czuję się owładnięty i bez kontroli, ludzie są dla mnie jak najpodlejsi wrogowie, czuję się zupełnie niezrozumiany, boję się nawet mojej maczety, szamanie Zamulan, poleć mi coś, uratuj mnie z tej gehenny, całą duszę oddaję Tobie"
- Wiesz co, tak naprawdę wcale się nie zmieniłeś, zyskałeś jedynie większy gląd, wyolbrzymienie psyche i wypłynięcie Wielkiej Góry Nieświadomego, którą to nazywamy pieszczotliwie Vagina, niestety wystraszyłeś się swojej prawdziwej natury, przez długi czas błądziłeś w świecie narkotyków psychodelicznych, żarłeś grzyby jak opętany, paliłeś szałwię, która powinna być dostępna tylko szamanom wyższego stopnia, chlałeś ayahuascę jakby to było mleczko kokosowe, jednakże nigdy nie utraciłeś ego, zawsze nudziło Cię życie w swojej istocie, dlatego ekspreymentowałeś, bałeś się nawet swoich własnych myśli, ponakładałeś na siebie mnóstwo zapor byleby czuć się jednością ze swoim brudnym ciałem, szukałeś spełnienia tam gdzie nie powinieneś, pobłądziłeś, mój bracie. Jednakże przyszedłeś tutaj z własną prawdą na ustach, nie jesteś jeszcze taki spruty jak ci oddani wiecznemu cierpieniu. Co mogę Ci powiedzieć? W tu i teraz już wglądaj w swoją moralność, staraj się ją poprawić, w przyszłości nie bierz tego co nie jest Ci dane, przestań opowiadać o sobie i stawiać się w centrum uwagi, nie zasługujesz na nią, skończ z wszelkimi używkami, nie obmawiaj ludzi pod żadnym pozorem, nie naruszaj nierozwiniętego kwiatu ego swoich pobratymców, nieważne czy jesteś psychologiem czy psychonautą, nie naruszaj prawdy innych, bo zgnijesz jak nogi alkoholika na mrozie. To, że poznałeś skarłowaciały rodzaj własnej PRAWDY, o niczym jeszcze nie świadczy, bądź głęboko pokorny, cichy i skupiony. Ja ukoję Twój głęboki lęk. Pozwolę Ci zasnąć, wykorzystam cały swój oręż byś wrócił do ego, nie jesteś jeszcze gotowy na poznanie rzeczy takimi jakie są - powiedział Zamuł.
- O wielkie dzięki, szamanie, ale ciągle się boję!! - powiedział uczeń.

- Nie bój żaby, zaraz wyrównam Twoje energie, ukoję Twój lęk, potem zaśniesz, potrzeba dużo czasu nim wrócisz do siebie, mam jednakże nadzieję, że wyciągniesz z tego największą nauczkę jakąkolwiek mógłbyś dostać w życiu, mój mały ślepcu, a ci, którzy nie zaznali tegoż żyją w ciągłym cierpeniu i obłudzie, wielkiej nudzie, którą buddyści nazwali samsarą, no cóż, oni się odrodzą jako wilki, Ty natomiast stoisz przed wielką szansą na całkowity rozpad ego, ale powoli. Jeśli znów zaczniesz czuć się jak nierozwinięty kwiat, w pełnej spójności własnego doświadczenia - nie zacznij odpieprzać wszystkiego na przekór Wielkiej Sile - zakończył Z., zapalił kadzidło i zaczął odprawiać rytuał...

~Zamulan

piątek, grudnia 27, 2013

Grey Over Blue, Actress



Jak zwykle niepokojąco, z innego świata.

Actress - Grey Over Blue / Wee Bey (Werk Discs) out now. Ghettoville (Werk Discs)Actress' new album will be released at the end of January 2014.

czwartek, grudnia 12, 2013

chill: Quasimoto - The Unseen

2000 / cd, album / Stones Throw Records /  STH-2025-2
hip-hop, abstract
dope, chill-out, jazz


Muszę przyznać, że z hip-hopem nie jest mi specjalnie po drodze, ale Quasimoto jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Zwłaszcza dlatego, że jest to muzyka z dość wąskiego i elitarnego, na pewno bardziej elitarnego niż sama maryśka labelu stones throw". Kiedy po raz kolejny zawodzi nas temat od wielkiego mistrza D jest jeszcze jedna szansa, światełko w tunelu, jest to ta płyta. Płynące, low-fi, sedatywne bity zawieszone na konopnych gałązkach, wdmuchiwany dym z tejże flory zasila spitchowany wokal Quasimoto. Jak przystało na profesjonalnego artystę, nie wszystkie teksty są o jaraniu ganji, a raczej zdecydowana mniejszość, gdzieś tam między wierszami o tym wspomina a jednak wiadomo jak jest. Kreskówkowa formuła artystycznych wrzutów ze słoniowatym, żółtym tworem doskonale odpowiada klimaciarskości utworów. Warto więc nieco przypilić się do tych zawieszonych struktur bitoidalnych, brzmią klasycznie, ale bardzo wyrafinowanie. Kontrabasy lub basowe gitary tworzą razem z biciskami przykadzony szkielet, na którym pną białe wdowy, odżywiane brzmieniami strun, trąbek, fletów, pianin. To low-fi w wersji akustycznej. Między jednym, a drugim małym jo Quasimoto wypaca tekst, nie są to jakieś przełomowe twory, odkrywające przed nami nowe światy, ale jest to bez wątpienia myśl na poziomie, na poziomie gościa, który przepala własną apatię i ratuje się rozmową z buddą, która to ma go uchronić przed beznadziejnością rzeczywistości. Duszny, przepalony charakter utworów nie jest taki całkiem oczywisty, takie utwory jak "Basic Instinct", "Good Morning Sunshine" to brzmieniowe up-liftery, swoiste hip-hopowe sativy, zdecydowana większość to jednak muzyczne odmiany indica. Największe smaczki to bujankowy  "Bad Character", podobnie hulający "Basic Instinct", którego autorzy wychwalają swoje umiejętności utrzymywania imprezy w ryzach, niewątpliwie "Good Morning Sunshine" z przykuszonym hatem, "Come On Feet" o zgubnych skutkach skucia, rewelacyjny "Astro Black" poruszający się między komiksowymi gwiazdami i czernią ołówka, z bogatą inkrustacją bitami. Nie wiem czy rozumiem dobrze przesłanie utworu "Blitz", ale sampel mówi tam chyba "without weed", znam to, tak rysują się pierwsze dni detoksu. Tymczasem, 1... 2... 3... odlot!



Quasimoto The Unseen from Steven Daniels on Vimeo.

 


środa, grudnia 11, 2013

newcoming: Burial - Rival Dealer

Nowy Burial zaskakuje energetyką, zbliżającą do gatunkowego wykolejenia w stronę rave (co wszyscy powtarzają jak jeden mąż) oraz d'n'b. "Rival Dealer" wprowadza nas do ciemnej pieczary kipiącej atmosferą emo-dxm-owej robotyki. Perkusjonalia wydają się całkiem zwyczajne i nieco zbyt sypkie, ale za to pełne powietrza. Delikatne djskie wkrętki, wokalizy już prawie najmocniej r'n'b, mocniej jest tylko w 'Come Down To Us'. Hienowate wyjce ustąpiły głosom opowiadającej historię dziewczyny, następuje męski wokal i kawałek uderza w skrajnie szalone rewiry. Głęboki syntetyczny bass, struny mecha-wiolonczeli, klimat schizoidalny dużego miasta. Tutaj mamy jeden z klasycznych clicków Buriala, jak dobrze go usłyszeć. Całość zwieńczona jest subtelną poetyką zdelayowanych wokaliz, są delikatne jak płatki ususzonych róż, na końcu świetne, nieco indiańskie, czy nawet szamańskie uderzenie dziwnych rur, które nadaje utworowi starożytnego charakteru, kończy się to jakąś ekstatyczną wypociną laski. Kawałki na epce prezentują się naprawdę nieźle. 'Hiders' to ostry dubient przeradzający się w pędzący pociąg disco, dance tchnący ducha świąt. Świetny lifter imprezy, po ostatecznie dość długim wstępie. Nie wiem dlaczego, ale wokaliza przypomina mi nieco Michaela Jacksona. "Come Down To Us" to najbardziej komercyjny Burial jakiego znam, efekt? Nie jestem do końca przekonana, ale to może być strzał w dziesiątkę. Na pewno nie podoba mi się mdła, spowolniona, przygaszona poświąteczną atmosferą formuła użyta w preparowaniu wokali, która psuje charakter utworów z wszystkich nowszych epek.







niedziela, grudnia 08, 2013

reminiscences: Andy Stott - We Stay Together [2011]

Czas okołotribalowych obrządków uważam za rozpoczęty! Sroga zima sprzyja rytualnej konsumpcji Amanita Muscaria. Tej zimy my, Syberyjczycy, będziemy pili mocz z zawartością grzyba. Wielki trans rozpocznie się od dzikiego tańca. Szaman plemienia buhapara uskutecznia pijany taniec, na jego piersiach brzdękają amulety, którymi jest poobwieszany. Duszny, lepki trans rozpoczyna się. Szaman wie, że trafi do krainy, w której będzie chciał się zrzec odpowiedzialności za własny marny żywot, tym niemniej będzie miał okazję porozmawiać z duszami zmarłych. Czekając na plateau, szaman wytężył uwagę, w zasięgu oczu pojawił się tunel, na końcu którego stały leśne skrzaty. Małe leśne istoty nawoływały "Wypłyń na głębię, pozbądź się ego", ale głosy zmarłych szumiących w głowie starego szamana krzyczały "Zabij się, to poznasz prawdę". Szaman spojrzał na stopy, nie było pod nimi żadnej przestrzeni. Skąd mam skakać? - zagrzmiał. Jednakże nie otrzymał odpowiedzi...

sobota, grudnia 07, 2013

reminiscences: Barker & Baumecker - Transsektoral [new review]

Barker & Baumecker - Transsektoral
10 september 2012 / cd album / ostgut ton / ostgutcd22
techno, dubstep
massive, city, digital

Muszę przyznać, że Transsektoral odkryłam dopiero niedawno, zastanawiało mnie, co kryje się za okładką z wilkami. Wstępniak... istne delicje, rozkoszny, nowoczesny, ale i dubowy motyw ambientowy królujący w bezkresnej przestrzeni albumu. Trafo to mój ulubiony, cyfrowy, do cna głęboki i doniosły sztos. Ciężkie, nieco industrialne, ale też i przygaszone perkusjonalia wprowadzają element pędu, a podniosły ambient dodaje utworowi niezbędnego powietrza. Syntetyzując, to miejski, monumentalny czarny twór, podobny do audiobelisku. Harmoniczne klawisze urozmaicają charakter utworu i wtłaczają w dziełko klubową energię. "Schlang Bang" to pełnoprawny dub, czyli znakomita pożywka dla nas. Haile Selassie. Na pełne urody klawisze, podobne do tych z Trafo, włazi bas, który wodzony jest po amplitudzie, genialny vibe kreuje zestaw klawiszy w stronę padu. To pełny absurdów i chwiejący się kawałek parkietowy. "Crows" prowadziło do mojej irytacji wielokrotnie, wysokie klaksony wydawały się mocno absorbujące, wręcz kąśliwe. Jednakże, mimo to warstwa rytmiczna i sposób w jaki rozwija się ten utwór zasługuje na wyróżnienie. Wodna gitara, jakbym to niezbyt precyzyjnie określiła, mocno tonuje utwór. Natomiast niskie trąby genialne, człowiek chciałby się z nimi zlać, wpleść się w liany fal dźwiękowych tych dęciaków. Polarny ambient podnosi nieco na duchu enigmatyczny i niepokojący klimat wyrwany z kruczych gniazd. Przerwa na chill-out może być urozmaicona przez "Tranq", króciutki utworek wyklepany w cyfrowej blasze zroszonej zimnym deszczem. "No body" to szlagier, od razu przyśpiesza nieco bicie serca, wokaliza babki, dubstepowa charakterystyka, ale też i nieco przygaszony klimat. "Trans It" stworzone jest na podobieństwo nowego Asusu, przy czym oczywiście ono było pierwsze, ostre resonatory, podkręcona prędkość, up-liftujący soniczny fluid, to smaczki tejże produkcji. W pędzie wiatru rozwiewane zostają ostre, cyfrowe żyletki, które przecinają korę drzew znajdujących się dookoła. Gnieniegdzie cykady, stwarzające doskonałą otoczkę dancefloorową. "Databass133 1/3" zapowiada przyszłość w szklanej kuli, delikatnie snują się sceny w czarnej przezroczystej kuli. Clicki rozleniwiają hubowego dziada do granic... aż tu nagle ścinka.... szybki kawałek "Buttcracker" bije na alarm z całych sił, wskaźnik decybeli wzbija się ostro, a to dopiero początek. Całość zmiażdżona i skruszona zostaje industrialną dobitką poprzedzoną dźwiękami klasycznych talerzy. Rola talerzy nie ogranicza się tylko do pojedynczych hatów, mamy do czynienia również z potwornymi hi-hatami. Stopa w pewnym momencie krztusi się, po czym osiąga apogeum upadlającego bicia, do tego helikopterowy wkręcik i delikatna zmiana rytmu - ona tańczy dla mnie. "Silo" stawiam bardzo, bardzo wysoko. Skapciała stopa i kraterowy bas zwiastują nadejście cięższego kalibru perkusjonalii. A gdy te ostatnie dobierają się do głosu, zaczynamy czuć w powietrzu mocną industrialną młóckę, tak jest bez reszty. Mocno Dettmannowska jest to mieszanina wielu mocnych uderzeń i silnych odczuć. Poczuliśmy przestrzeń Berlina, ale też i ciepłe mieszkania, w których mogliśmy szczęśliwie wyginać się na kanapie. Bardzo euforyczny i kierujący w stronę lekkiej retrospekcji "Spur" to zwieńczenie wilczej uczty. Nie była to muzyka wydrapana z bruku Berlińskich ulic, tylko raczej przestrzenna aria zagrana na drapaczach chmur. "Spur" wszystkimi swoimi tonami żegna na dłuższy czas, a sam album zachęca do wielu ponownych odsłuchów. W pewnym momencie można uznać, że to płyta idealna, ale to przechodzi, jednakże z każdym przesłuchaniem intryguje i wznosi człowieka w krainy szczęśliwości.


piątek, grudnia 06, 2013

Wtargnęliśmy w nowy weekend... 900000 odsłona

900k odsłon odnotował blogger!!! Dziękuję z całego serca! Przy czym warto zaznaczyć, że jakieś niemniej niż 20% to włamy systemów spammerskich... do tego nie mogę poradzić sobie z ich nawałem, obecnie jest nieco mniejszy, ale problem pozostaje.


Dużo wyjazdów w tygodniu, a weekend w pełni stacjonarnie, na chillu, u siebie. Ów chill kojarzy mi się ze świeżuteńkim kawałkiem RVDS - Monday Rain. Monday Rain to nic innego jak acid house oblepiony bryłkami dubu. Czy to kwaśny deszcz? Nie, raczej ożywczy letni deszcz, ni to jesienny, ni to poplecznik Ksawerego. To deszczowa symfonia, która nadaje się spokojnie do kanapowej hulanki wyobraźni. Urodziwy bębenek wybija rytm życia, które gaśnie w wietrzyku ambientu. Blisko tej kreacji do deep house'u, równie blisko do acid house'u, a małowprawny służbista muzyki mógłby nazwać to ambientem lub downtempo. Niemniej subtelny, ale i ożywczy, taneczny charakter utworu można nazwać odą RVDS'a. Całkiem udane wydawnictwo, warto zerknąć również na kawałek tytułowy epki "Moon On Milky Way", to pędzący freak-house na pianinku na kilku klawiszach. Gdieniegdzie kilka acidowych kup.