Twoje imię jest nieistotne, jesteś zlepkiem tego co było,
oczywiście nie było ich aż tak wielu by zwariować i pogubić się na liczydle.
Twoje ramiona oplatały moje niekościste jak to bywało, biodra, z których powstał transcendentalny wąż, który dnia pewnego rozdzielił me ciało.
A gdy były kościste, Ty, wedle mych planów nie tknąłeś mnie, znarkotyzowany jedną z wielu mikstur. Dysocjowaliśmy nad krakowskimi wodami popijając wino.
Twa grzywa niczym złoty splot kładła się na moich onieśmielonych nagich udach.
Ta potężna woń, w której skonsumowaliśmy się po imprezie.
Broda, ciemno-miedziana, którą kazałam Ci zgolić.
Twa broda złota, kózka, której nie zgoliłeś.
To czarne ustrojstwo.
Wyjawiłeś mi tajemnicę, że we wszystkich się rozkoszujesz znajomych kobietach wokół,
pozostawiłam to bez komentarza.
Ta noc, kiedy nie mogłam się Ciebie oprzeć, a było to pierwsze spotkanie,
Ty nie odwzajemniałeś tego.
Twój głos wibrował w rozkosznej przestrzeni niczym obniżony śpiew nimfy, wokal radiowy.
A Twój głos był pedalski, aż wstyd było się przyznać.
Pamiętam jak obieraliśmy przezroczyste, mieniące się fantazyjnym gąszczem barw mandarynki.
Jak rysowaliśmy swoje obiady to w umywalce, to w toalecie.
Jak długimi godzinami dyskutowaliśmy o geometrycznej budowie Wszechświata.
I taka też nieskazitelna była nasza miłość.
Nasze niebotyczne orgazmy.
Twoje hobby, które mnie tak niezmiernie wkurwiało.
Zmarnowałeś ostatnią okazję, by nie skończyć kłótnią.
Twoje "you're so sexy" jako zbieg okoliczności, przypadkowe randez-vois z wonią czosnku na czele.
I tak najbardziej kochałam Twój mózg, niezmazany wiedzą tajemną znaną tylko mnie,
Nie ma już miłości, ja na oczy przejrzałam.
A Ty, nawet nie tęsknisz jak ja, ta, która Cię przekreśliła.
Ale wciąż kochasz, kochasz...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.