2000 / cd, album / Stones Throw Records / STH-2025-2
hip-hop, abstract
Muszę przyznać, że z hip-hopem nie jest mi specjalnie po drodze, ale Quasimoto jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Zwłaszcza dlatego, że jest to muzyka z dość wąskiego i elitarnego, na pewno bardziej elitarnego niż sama maryśka labelu stones throw". Kiedy po raz kolejny zawodzi nas temat od wielkiego mistrza D jest jeszcze jedna szansa, światełko w tunelu, jest to ta płyta. Płynące, low-fi, sedatywne bity zawieszone na konopnych gałązkach, wdmuchiwany dym z tejże flory zasila spitchowany wokal Quasimoto. Jak przystało na profesjonalnego artystę, nie wszystkie teksty są o jaraniu ganji, a raczej zdecydowana mniejszość, gdzieś tam między wierszami o tym wspomina a jednak wiadomo jak jest. Kreskówkowa formuła artystycznych wrzutów ze słoniowatym, żółtym tworem doskonale odpowiada klimaciarskości utworów. Warto więc nieco przypilić się do tych zawieszonych struktur bitoidalnych, brzmią klasycznie, ale bardzo wyrafinowanie. Kontrabasy lub basowe gitary tworzą razem z biciskami przykadzony szkielet, na którym pną białe wdowy, odżywiane brzmieniami strun, trąbek, fletów, pianin. To low-fi w wersji akustycznej. Między jednym, a drugim małym jo Quasimoto wypaca tekst, nie są to jakieś przełomowe twory, odkrywające przed nami nowe światy, ale jest to bez wątpienia myśl na poziomie, na poziomie gościa, który przepala własną apatię i ratuje się rozmową z buddą, która to ma go uchronić przed beznadziejnością rzeczywistości. Duszny, przepalony charakter utworów nie jest taki całkiem oczywisty, takie utwory jak "Basic Instinct", "Good Morning Sunshine" to brzmieniowe up-liftery, swoiste hip-hopowe sativy, zdecydowana większość to jednak muzyczne odmiany indica. Największe smaczki to bujankowy "Bad Character", podobnie hulający "Basic Instinct", którego autorzy wychwalają swoje umiejętności utrzymywania imprezy w ryzach, niewątpliwie "Good Morning Sunshine" z przykuszonym hatem, "Come On Feet" o zgubnych skutkach skucia, rewelacyjny "Astro Black" poruszający się między komiksowymi gwiazdami i czernią ołówka, z bogatą inkrustacją bitami. Nie wiem czy rozumiem dobrze przesłanie utworu "Blitz", ale sampel mówi tam chyba "without weed", znam to, tak rysują się pierwsze dni detoksu. Tymczasem, 1... 2... 3... odlot!
hip-hop, abstract
dope, chill-out, jazz
Muszę przyznać, że z hip-hopem nie jest mi specjalnie po drodze, ale Quasimoto jest jednym z wyjątków potwierdzających regułę. Zwłaszcza dlatego, że jest to muzyka z dość wąskiego i elitarnego, na pewno bardziej elitarnego niż sama maryśka labelu stones throw". Kiedy po raz kolejny zawodzi nas temat od wielkiego mistrza D jest jeszcze jedna szansa, światełko w tunelu, jest to ta płyta. Płynące, low-fi, sedatywne bity zawieszone na konopnych gałązkach, wdmuchiwany dym z tejże flory zasila spitchowany wokal Quasimoto. Jak przystało na profesjonalnego artystę, nie wszystkie teksty są o jaraniu ganji, a raczej zdecydowana mniejszość, gdzieś tam między wierszami o tym wspomina a jednak wiadomo jak jest. Kreskówkowa formuła artystycznych wrzutów ze słoniowatym, żółtym tworem doskonale odpowiada klimaciarskości utworów. Warto więc nieco przypilić się do tych zawieszonych struktur bitoidalnych, brzmią klasycznie, ale bardzo wyrafinowanie. Kontrabasy lub basowe gitary tworzą razem z biciskami przykadzony szkielet, na którym pną białe wdowy, odżywiane brzmieniami strun, trąbek, fletów, pianin. To low-fi w wersji akustycznej. Między jednym, a drugim małym jo Quasimoto wypaca tekst, nie są to jakieś przełomowe twory, odkrywające przed nami nowe światy, ale jest to bez wątpienia myśl na poziomie, na poziomie gościa, który przepala własną apatię i ratuje się rozmową z buddą, która to ma go uchronić przed beznadziejnością rzeczywistości. Duszny, przepalony charakter utworów nie jest taki całkiem oczywisty, takie utwory jak "Basic Instinct", "Good Morning Sunshine" to brzmieniowe up-liftery, swoiste hip-hopowe sativy, zdecydowana większość to jednak muzyczne odmiany indica. Największe smaczki to bujankowy "Bad Character", podobnie hulający "Basic Instinct", którego autorzy wychwalają swoje umiejętności utrzymywania imprezy w ryzach, niewątpliwie "Good Morning Sunshine" z przykuszonym hatem, "Come On Feet" o zgubnych skutkach skucia, rewelacyjny "Astro Black" poruszający się między komiksowymi gwiazdami i czernią ołówka, z bogatą inkrustacją bitami. Nie wiem czy rozumiem dobrze przesłanie utworu "Blitz", ale sampel mówi tam chyba "without weed", znam to, tak rysują się pierwsze dni detoksu. Tymczasem, 1... 2... 3... odlot!
Quasimoto The Unseen from Steven Daniels on Vimeo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.