Nowy Burial zaskakuje energetyką, zbliżającą do gatunkowego wykolejenia w stronę rave (co wszyscy powtarzają jak jeden mąż) oraz d'n'b. "Rival Dealer" wprowadza nas do ciemnej pieczary kipiącej atmosferą emo-dxm-owej robotyki. Perkusjonalia wydają się całkiem zwyczajne i nieco zbyt sypkie, ale za to pełne powietrza. Delikatne djskie wkrętki, wokalizy już prawie najmocniej r'n'b, mocniej jest tylko w 'Come Down To Us'. Hienowate wyjce ustąpiły głosom opowiadającej historię dziewczyny, następuje męski wokal i kawałek uderza w skrajnie szalone rewiry. Głęboki syntetyczny bass, struny mecha-wiolonczeli, klimat schizoidalny dużego miasta. Tutaj mamy jeden z klasycznych clicków Buriala, jak dobrze go usłyszeć. Całość zwieńczona jest subtelną poetyką zdelayowanych wokaliz, są delikatne jak płatki ususzonych róż, na końcu świetne, nieco indiańskie, czy nawet szamańskie uderzenie dziwnych rur, które nadaje utworowi starożytnego charakteru, kończy się to jakąś ekstatyczną wypociną laski. Kawałki na epce prezentują się naprawdę nieźle. 'Hiders' to ostry dubient przeradzający się w pędzący pociąg disco, dance tchnący ducha świąt. Świetny lifter imprezy, po ostatecznie dość długim wstępie. Nie wiem dlaczego, ale wokaliza przypomina mi nieco Michaela Jacksona. "Come Down To Us" to najbardziej komercyjny Burial jakiego znam, efekt? Nie jestem do końca przekonana, ale to może być strzał w dziesiątkę. Na pewno nie podoba mi się mdła, spowolniona, przygaszona poświąteczną atmosferą formuła użyta w preparowaniu wokali, która psuje charakter utworów z wszystkich nowszych epek.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.